Nadeszła wiekopomna chwila. Po dobrym roku przygotowań psychicznych i dwóch godzinach kopania po dysku i innych ciekawych miejscach przedstawiam Wam moją włosową historię.
Jeśli chodzi o włosy, to zdecydowanie się z tym urodziłam. :D Dosłownie. Byłam ulubienicą oddziału z moją sterczącą, rudą czupryną. Pielęgniarki zaczesywały mnie na oliwkę, ale one za kilka minut i tak stały prosto do nieba. Pierwsze zdjęcie zrobiono mi dopiero w wieku 2 miesięcy
W wieku 2 miesięcy. |
W wieku 12 lat z pomocą buzujących hormonów zaczęły się ostro przetłuszczać. Mieszkałam w tym czasie u ciotki. Zabrała mnie kiedyś do fryzjera, by podciąć końcówki. Skończyło się to cięciem "od garnka" do ucha (z włosów do pasa!) skomentowanym przez ciotkę słowami "Przynajmniej nie będziesz ich tak długo myła."
Załamałam się. Naprawdę. Na początku nie chciałam wychodzić z domu. Wygoniona do szkoły siedziałam w czapce, której nie dawałam sobie zdjąć. Potem jakoś przywykłam. Doszłam do wniosku, że już nigdy nie będę miała pięknych włosów i było mi wszystko jedno. Przez kolejne 3 lata końce włosów miałam ciągle gdzieś między linią szczęki, a ramionami. Nie mam zdjęć z tego okresu - czułam się okropnie i raczej nie pozwalałam się fotografować.
Następnie odkryłam w drogerii piankę L'Oreala (już daawno niedostępne). I tak oto mama wróciła z pracy i dostała zawału, widząc czternastoletnią córkę w czerwonych włosach. Naprawdę czerwonych.
Pierwsze farbowanie - 14 lat. |
15 lat. |
Długo nie wytrzymałam w blondzie - chciałam znów czerwone, ale fryzjerce akurat brakło farby.
Padło na róż, pod nim rozjaśnione włosy. Tak, to był RÓŻ.
Niestety, szybko się spierał.
Do blondu.
W międzyczasie poeksperymentowałam trochę z piankami "na jedną noc" - miałam zieloną, niebieską i turkusową. To zdecydowanie nie były moje kolory - wyglądałam jak trup! No i oczywiście marzyłam już o długich włosach. Kupiłam włosy clip-in. Niestety, były tylko brązowe - ale przecież kiedyś marzył mi się "borsuk". W międzyczasie skończyłam 16 lat.
16 lat. |
Dobrze się w nim czułam, choć szybko wypłowiał. Wtedy też miałam krótką przygodę z lokówką - krótką, bo moje włosy w ogóle nie chciały trzymać skrętu. Od zawsze były proste jak druty.
Rozprostowane - w godzinę po osiągnięciu "murzyńskiego loka" lokówką. |
Kiedy włosy z czarnego przeszły w ciemny brąz, wybrałam się do fryzjerki po ratunek. Przy okazji upatrzyła mi się grzywka. Padło na rozjaśnienie tylko górnej warstwy (która wyszła ruda), dół przejechany rozjaśniaczem na sekundkę, co odrobinę rozjaśniło brąz. Odrost nietknięty. Fryzurka fajnie się układała i ładnie zrastała. Ogólnie byłam zadowolona.
Początek 2008. |
I ok. 2 miesiące po rozjaśnieniu góry. |
Kolor górnej części przekłamany - coś tam fotoszopowałam. |
Gdzieś po roku niefarbowania dorwałam się do szamponetki Palette - kolor miał w nazwie coś z wiśnią. Wyszedł czerwony brąz.
Długo nie wytrzymałam w jednej fryzurze - 2-3 tygodnie później nosiłam już warkocze. Na zdjęciu średnio to widać, ale splecione były włosy bordowe i ciemnobrązowe (każdy warkocz miał 2 kolory).
2009 |
Po zdjęciu warkoczy były mocno wypłowiałe.
Potem płowiały coraz bardziej.Wylazły rozjaśniane końcówki. Potem doszły do dziwnego stanu "w paski", który ciężko było ująć na zdjęciu. Od góry: naturalki, pasek z czerwoną poświatą, pasek tego, na co kapnęła farba na 24 mycia, pasek jasnych i wystający spod spodu pasek ciemnych. To był też moment, kiedy koleżanka namówiła mnie do używania odżywki. Kładłam ją tylko na końce, bo bałam się przyklapu. Mniej więcej wtedy powstało moje pierwsze włosowe zdjęcie. Pochyliłam wtedy głowę maksymalnie w tył, żeby zobaczyć, jak będą wyglądać dłuższe włosy. Efekt przerósł moje oczekiwania, od tej chwili mój cel prezentował się tak:
Wiem, że wydaje się być inaczej, ale naprawdę mam tutaj głowę pochyloną maksymalnie w tył. 2009. |
+ | |
To dwa razy ja. :D |
Nosiłam takie przez prawie dwa lata, blond w międzyczasie odrobinę zjaśniał, choć nie starłam się schodzić do platyny. Lubiłam go, choć opinie były podzielone. Ponoć był za jasny i robiłam się szara na twarzy.
Spód bardziej żółty - wciąż pozostałość po felernej czerni. 2011. |
Gdzieś w międzyczasie kilka razy nosiłam dredloki.
I raz warkocze, które potem przeplatając przerobiłam na cieńsze:
Grubsze - 110 sztuk. |
Cieńsze - ok. 400 sztuk. |
Ostatnie rozjaśnianie miało miejsce w maju 2011. Następnie w sierpniu pofarbowałam rozjaśniańce na mój kolor. Niestety, nie mam zdjęć, kilka dni później znowu się zaplotłam.
Przy tym farbowaniu również pierwszy raz po 5 latach podcięłam włosy. (tak, ostatnie cięcie w 2006 roku!)
To, co zrównałam do naturalek szybko sprało się z białego włosia. Znowu straszyłam odrostem.
W lipcu 2012, czyli po prawie roku od farbowania zaczęłam pielęgnować włosy. Bez farbowania wytrzymałam przez 1,5 roku, potem trafiłam na wątek czerwonowłosych na wizażu. Przypomniało mi się moje pierwsze farbowanie. Często przewijała mi się w głowie myśl o powrocie do czerwieni, ale do tej pory nie odważyłam się, bo bałam się rudości.
I tak oto w listopadzie 2012 z takich włosów:
Za pomocą tonera udało mi się uzyskać rudo-czerwono-nijakie kokodżambo:
Które po kolejnym tonerowaniu, tym razem wersją bardziej różową wyglądało tak:
Zdjęcie ma przekłamane kolory - zdecydowanie włosy były wtedy piżdżąco czerwone. Ten kolor znów był strzałem w dziesiątkę. Uwielbiam go i świetnie się w nim czuję.
Odkryłam też przełom w mojej pielęgnacji, czyli mycie odżywką. Pozwala spływającej czerwieni dłużej się utrzymać, no i robi mi dobrze. Naprawdę dobrze. ;)
Jeszcze przed końcem roku odkryłam, że moje włosy są falowane. Do tej pory nigdy nie kręciły się ani nie wywijały, koleżanki zazdrościły mi prostych włosów. Po przeczytaniu paru wpisów na temat "a może nawet nie wiesz, że masz fale" chwyciłam jakąś piankę, zmoczyłam włosy i pogniotłam. Pierwsze próby stylizacji wyglądały marnie, ale niesamowicie się podniecałam, że mam fale. :D Zawsze marzyłam o kręconych włosach. Niestety, natura poskąpiła murzyńskiego locza. Przez kilka(naście) myć próbowałam je stylizować, ale były kłopotliwe - plątały się mocno i nie wyglądały najlepiej już na następny dzień. Jako, że w tamtym czasie myłam głowę raz, max. dwa razy w tygodniu, było to dość kłopotliwe.
Pierwsza próba stylizacji. |
Poddałam się i dalej nosiłam je proste, od czasu do czasu bawiąc się w loki na chusteczkach albo inny nowy sposób na loki bez ciepła.
Regularnie odświeżałam kolor tonerem. W wakacje przestałam tykać końcówki - pozostałości rozjaśniańców stworzyły ciekawe ombre. Przy okazji całkiem fajnie udawała mi się już stylizacja moich fal (co nie zmienia faktu, że stylizowane nadal są dość kłopotliwe, zwłaszcza zimą).
+ |
Wakacje 2013. |
Kolor bardziej przypomina prawdziwy na tym zdjęciu. |
W międzyczasie dałam włosom rosnąć. Regularnie je podcinam.
Moje cele:
-pozbyć się rozjaśnianych końców
-dohodować włosy do kości ogonowej - ok. 80cm długości
Aktualnie moje włosy:
-są mocno porowate - liczyłam na zmniejszenie porowatości, ale niestety, natury nie przeskoczę
-dużo mniej się puszą i plączą
-dzięki podcinaniu i zabezpieczaniu końce przestały się kruszyć
-są dużo bardziej miękkie i zdyscyplinowane
-mają ok. 63cm długości - co jest moim największym sukcesem. Wcześniej niezbyt chciały przekroczyć 50cm.
Moja pielęgnacja:
Ostatnio wzmogło mi się przetłuszczanie, więc myję ok. 2-3x w tygodniu - zwykle odżywką (różowy Hegron), przed tonerem (raz na miesiąc-półtora) mocnym szamponem (Barwa piwna). Toneruję regularnie z pomocą La Riche Directions - Poppy Red.
Przed każdym myciem olejuję włosy (moje oleje) i skalp (GP z papryczką) na 40min-noc. Następnie olej emugluję odżywką. Po myciu nakładam odżywkę do spłukiwania/maskę z olejem i skrobią ziemniaczaną. Następnie silikonowa odżywka b/s i serum na końce.
Na koniec jeszcze małe porównanie włosów:
Czerwiec 2013. |
Styczeń 2014 - aktualne. |