Pokazywanie postów oznaczonych etykietą puch. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą puch. Pokaż wszystkie posty

sobota, 11 stycznia 2014

Moja przygoda z olejowaniem, czyli zbiorowa recenzja olejów.

Oleje są niezastąpione w pielęgnacji włosów, przynajmniej moich. ;) Półtora roku olejowania sprawiło, że stan moich włosów znacznie się poprawił. Włosy są gładsze, bardziej miękkie, dociążone, lejące się. Dużo mniej się puszą i plączą, a także zupełnie przestały się elektryzować i coraz mniej łamią mi się końce.
Dodam, że żaden olej tak naprawdę nie robił (i nadal nie robi) efektu „wow”. Poprawę wypracowałam regularnym stosowaniem ich stosowaniem, jednak każdy olej dawał u mnie jakieś indywidualne skutki, mniej lub bardziej widoczne.

Jeśli chodzi o sposoby, to testowałam różne i w każdym przypadku najlepiej sprawdza się u mnie nałożenie oleju na sucho na kilka(dziesiąt) godzin przed myciem i zemuglowanie go odżywką na pół godziny-godzinę przed.
Przez ten czas używałam praktycznie każdego oleju, jaki wpadł mi w ręce. Oto kilka słów na ich temat:

Olej z pestek winogron

Jeden z tych olejów, których używanie przebiegło bez szału. Włosy były wyraźnie miękkie i tyle. Bardzo łatwy do zmycia, praktycznie bezzapachowy - to na plus.

Olej rzepakowy
Tego używałam raczej awaryjnie - jak mama nie miała nic ciekawszego w kuchni, gdy ją odwiedzałam. ;) Ładnie trzyma nawilżenie, lekko wygładza. Tani, bezzapachowy i dostępny wszędzie.

Olej lniany
Chętnie go używam, bo bardzo ładnie wygładza mi włosy. Zawsze są po nim miękkie i sypkie. Jest jedno ale… kiedy go nakładam, mam ochotę przy okazji nałożyć spinacz na nos. Nie znam drugiego takiego śmierdziela. :D Słyszałam, że można go także pić, ale dźwiga mi się żołądek na samą myśl...

Olej z pestek dyni

Zapachowo zupełne przeciwieństwo lnianego - ma śliczny, orzechowo-ziarenkowy zapach, aż chce się go jeść (notabene jest bardzo smaczny - polecam z waniliowymi lodami). W swojej krótkiej karierze stał się moim nadwornym „prostownikiem”. U mnie mocno osłabia skręt, wręcz go usuwa. Do tego włosy są po nim bardzo błyszczące i lejące.

Olej arachidowy
Raczej mało szałowy. Miałam wersję rafinowaną, spożywczą. Lekko wygładzał, lekko nabłyszczał, sprawdzał się dodawany do maski po myciu - jako reduktor puchu.

Olej migdałowy (nie ze słodkich migdałów!)
Z zewnątrz działanie bardzo podobne do arachidowego, ale dość mocno podbijał mi skręt.

Olej z orzechów włoskich
Jeden z moich ulubieńców - włosy mam po nim gładkie, miękkie, lejące się. Dobrze redukuje puch i dość fajnie nabłyszcza. Do tego smakowity, orzechowy zapach. Z pewnością będzie stałym gościem na mojej półce.

Olej rycynowy
Cud natury, a raczej cud apteki. ;) Nigdy, po niczym nie mam tak błyszczących włosów jak po czystym rycynowym. Ponoć to wina tego, że dobrze domyka łuski. U mnie akurat w przypadku tego oleju sprawdza się raczej krótszy czas trzymania - po kilku wpadkach staram się nie przekraczać 3-4h. Powyżej tego czasu niestety mam szorstkie końce. Bardzo dobrze wygładza. Minus za konsystencję - jest tępy, gęsty i mocno się klei. Można sobie nawyrywać włosów przy nakładaniu na sucho.

Olej sezamowy

Mój pierwszy olej, do dziś stale mam go na swojej półce. Co rzadkie, pierwszy strzał był celnym strzałem. Włosy mam po nim gładkie, sypkie i błyszczące. Także dobry na puch. Niektórym przeszkadza zapach - pachnie prażonym sezamem, jak kto lubi.

Olej sojowy

Na początku aspirował na niezły, ale okazał się zupełnie przeciętny. Podobnie jak arachidowy niezły reduktor puchu. Lekko prostuje.

Olej z krokosza brawierskiego
Jeden z fajniejszych dla mnie - dobrze wygładza, włosy są po nim sypkie i lejące. Niestety, nie za bardzo chce dodawać blasku.

Olej kokosowy

Trzy razy nie. Generator puchu, siana i zmatowienia. Ogólnie nic dziwnego, skoro mam porowate włosy - jednak kupując go nie miałam o tym pojęcia. Jeśli jesteś porowata nie inwestuj od razu w pół litra. Ciężko się potem pozbyć takiej ilości.

Olej palmowy

Jak wyżej, chociaż efekt nie był aż tak drastyczny, jak po kokosie. Mimo wszystko - puch, siano, mat.

Oliwa z oliwek

Kolejna moja ulubienica - pięknie dociąża, naprawdę mocno wygładza i dodaje włosom blasku. Do tego tania i ogólnodostępna. Nic, tylko brać!

Oliwka dla dzieci Babydream

Przeciętna. Fajnie dociąża, reszta działania bez szału. Nadaje się do maski po myciu jako reduktor puchu. Na plus cena i dostępność. Delikatnie rozjaśniła mi włosy.

Olej Alterra Migdał i Papaja
Najfajniejszym działaniem tego oleju jest zdecydowanie zapach - pachnie bosko i zapach utrzymuje się na włosach. Poza tym przeciętniak - trochę wygładza, trochę dociąża, trochę nabłyszcza.

W tej chwili mam jeszcze dwa oleje w kolejce do testowania - ryżowy i z czarnuszki. Jak przyjdzie ich kolej, napiszę coś także na ich temat. ;)

Na koniec pragnę dodać, że co włos to obyczaj i fakt, że jakiś olej sprawdził się u mnie nie musi oznaczać, że sprawdzi się u każdego. Jeśli masz podobne włosy do mnie, jest spora szansa, że sprawdzi się któryś z moich ulubieńców, jednak nie ma żadnej gwarancji.

Edit:
Vashti w komentarzu przypomniała mi o jeszcze jednym oleju, którego z powodzeniem używam od dłuższego czasu:

Olej łopianowy z papryczką Green Pharmacy
Co prawda nie olejuję nim długości, więc nie napiszę, jak sprawdza się na tym polu, ale jest najlepszym środkiem na porost z jakim miałam do czynienia. Wcieram go regularnie w skalp przed każdym myciem (2, w porywach 3 razy w tygodniu). Przyspieszył mi porost prawie dwukrotnie, a na dodatek co miesiąc-dwa wyrasta mi nowe pokolenie bejbików. Włosy też wyraźnie zagęściły się przy głowie (a po dłuższym czasie przybyło też w kucyku - już dobry centymetr, a bejbiki wciąż są).

Dziękuję za przypomnienie. :)

środa, 9 października 2013

Moje włosy się puszą! Co robić? Czyli o puchu słów kilka...

Problem powszechny i na czasie, bo nasila się zwłaszcza jesienią. Puch, puszek czy po prostu „lwia grzywa” potrafi przysporzyć nie lada zmartwień szczególnie w nieodpowiednią pogodę. Jednak nie taki puch straszny, jak go malują - można mu dość łatwo zaradzić, przynajmniej w dużym stopniu.

Skąd się bierze puch?
Trochę teorii: pisząc o puchu mam na myśli stan, w którym pojedyncze włosy zaczynają odstawać od reszty tworząc puchatą otoczkę, są rozdzielone i nieregularnie sterczą na wszystkie strony (często wykręcając się w dziwnych kierunkach).
Taki stan można uzyskać w łatwy sposób rozczesując kręcone/falowane włosy gęstą szczotką lub grzebieniem. W tym momencie (świadomie lub nie) tworzymy puch same. Jest na to proste rozwiązanie, ale o tym później.
Główną przyczyną powstawania puchu jest złożenie dwóch czynników: otwartej łuski i niesprzyjającej pogody. O otwartej łusce pisałam w poście o porowatości - jeżeli nasze łuski się otwierają, włos najprawdopodobniej jest porowaty.
Drugim czynnikiem jest pogoda: puch najczęściej wywołuje wiatr i wilgotne powietrze.
Wiejący wiatr rozdziela włosy, a często także je wysusza (gdy powietrze nie jest zbyt wilgotne) - włos szybko oddając wodę i oddzielając się od reszty wykręca się w swoją stronę i zaczyna żyć własnym życiem, tworząc puch.
Wilgotne powietrze zaś sprawia, że wilgoć wnika pod podniesione łuski powodując lekkie pęcznienie włosa - znowu włos wykręca się w swoją stronę i zaczyna żyć własnym życiem.

Ujarzmienie lwa
Jeśli puch wywołany jest rozdzieleniem włosów rozwiązanie jest banalne: nie rozdzielać!
Tak, mam na myśli, żeby nie czesać włosów (kręconych - przy prostych włosach puch z powodu rozdzielenia nie powstaje, a jeśli powstaje to włosy nie są proste :D).
Nie, nie powoduje to kołtunów ani wszawicy i jest jak najbardziej wykonalne. Rozwiązanie brzmi: stylizacja! Żel czy pianka nie tylko podkreśli i pomoże utrzymać skręt, ale także zapobiegnie rozdzielaniu się włosów, dzięki czemu utworzą zdefiniowane pukle zamiast kępki napuszonych kłaków. Nie wierzysz? Spróbuj! Przecież nie wyłysiejesz. ;) Po umyciu nie rozczesuj włosów, tylko nałóż na mokre trochę żelu/pianki, ugnieć i daj im wyschnąć naturalnie. Po wyschnięciu ugnieć jeszcze raz. Ostrzegam! Może się zdarzyć, że efekt będzie spektakularny!

Na puch wywołany złożeniem nieodpowiedniej pogody i otwartych łusek są dwa rozwiązania.
Pierwsze z nich to zmienienie pogody - jeśli umiesz, koniecznie daj mi znać jak to zrobić! ;)
Drugie to zamknięcie łusek naturalnie lub „dodatkowymi drzwiami”. Na naturalne zamknięcie łusek może pomóc spłukiwanie zimną wodą albo kwaśną płukanką (np. z cytryny lub octu). Jednak jeśli Twoje włosy są porowate ich łuski mogą nie chcieć się do końca zamknąć mechanicznie. Dlaczego więc nie spróbować ich zalepić?
Do takiego „zalepienia” łusek, czyli utworzenia bariery utrudniającej wypuszczenie/wpuszczenie wody z/do włosa można użyć kilku rzeczy (na raz lub każdej z osobna):
1. Silikony
    Tak bardzo demonizowane mogą okazać się najlepszym przyjacielem w walce z puchem. Silikon oblepia włos i może działać jak sztuczna bariera między włosem a otoczeniem. Oczywiście używamy z głową i wyobraźnią. Mogą się świetnie sprawdzić w odżywce bez spłukiwania (jeżeli nie obciążają).
2. Oleje
    Dodane do odżywki do spłukiwania/maski aplikowanej po myciu (lub w bardzo umiarkowanej ilości do odżywki bez spłukiwania) mogą zdziałać cuda. Podobnie jak silikony tworzą na włosie delikatną warstwę ochronną. U mnie (średnio gęste włosy do talii) spokojnie sprawdza się łyżka dowolnego oleju zmieszana z ok. 60-80ml odżywki/maski.
3. Skrobia ziemniaczana
    Tak, to to samo, co mąka ziemniaczana. Funkcja jak wyżej, z tym, że to akurat może działać bardziej jak beton. Spróbujcie wymieszać mąkę z wodą to będziecie wiedzieć, co mam na myśli. ;) W moim przypadku wygładza i mocno redukuje puch. Używam ok. 1-2 łyżeczek na 60-80ml odżywki.

Oprócz zalepiania łusek pomocne może być też unikanie ich podnoszenia:
1. Ciepło
    Podobnie jak zimno zamyka łuski, ciepło je otwiera. Unikaj wykonywania ostatniego płukania ciepłą wodą, a także nie susz włosów gorącym nawiewem - wybierz raczej chłodniejszy.
2. Oleje wnikające i masła
    Duże cząsteczki wnikających olei i maseł „wchodzą” pod łuskę włosa lekko ją unosząc. U wysokopora puszek gwarantowany.
3. Humektanty
    Humektanty, czy nawilżacze to składniki działające jak drzwi dla wody, przy czym dążą one do zachowania równowagi z otoczeniem: jeśli na zewnątrz włosa jest wilgotno, przyjmą wodę do środka włosa, jeśli jest sucho - oddadzą ją do otoczenia. Użyte w znacznej ilości znacznie ułatwiają tworzenie się puchu. Powinno się je stosować, ale z rozsądkiem. Do humektantów należą m.in. gliceryna, miód, sok aloesowy.
4. Proteiny
    Cząsteczki protein podobnie jak oleje wnikające potrafią „wejść” pod łuskę włosa i dodatkowo ją unieść.

Dodatkowym kluczem jest obserwowanie swoich włosów i wykluczanie składników/produktów, po których puszą się bardziej. Po pewnym czasie na pewno uda się wyeliminować bądź mocno ograniczyć puszenie.

 Na życzenie dla Pirata. :D Nie wiedziałam, że ktoś to w ogóle czyta...